Dobry
wieczór bądź dzień dobry!
W
zależności od pory dnia, witam bardzo serdecznie.
Na
początku chciałam napisać kilka słów odnośnie własnej -
niestety, muszę użyć tego pejoratywnego określenia - hipokryzji.
Dopiero, gdy zorientowałam się, że zachowuję się jak taka mała,
wprawdzie nikomu innemu nieszkodząca, hipokrytka, która do każdego
ochoczo biegnie z pomocą, a która nie potrafi ogarnąć własnego
podwórka, wzięłam samą siebie na poważną rozmowę.
Następnego
dnia, czytając moje ostatnie wypociny, pomyślałam, kurcze, Ela,
tak fajnie potrafisz innym pomóc i doradzić [odnośnie tego napiszę
za chwilę parę słów], więc z jakiej racji sama nie korzystasz z
własnych, niegłupich rad? Co takiego nie pozwala Ci dopuścić do
siebie zrozumienia, które wydawać by się mogło, że przychodziło
do Ciebie już tyle razy? Nieskutecznie i nietrwale. Gdzie tkwi Twoja
blokada, a wręcz granica cierpienia, od którego nie możesz się
uwolnić? I wiele, wiele pokrewnych pytań zadała mi ta mądrzejsza
część mnie i tym razem nie miałam już możliwości, by uciec od
odpowiedzi.
Poza tym, tak sobie debatowałam - a powiem Wam, że czasami naprawdę fajnie porozmawiać z samym sobą - czy to ze mną jest coś nie tak, czy z innymi? Czy mój problem jest moim problemem, czy generowany jest przez kogoś innego? I tak doszłam do wniosku, że nie ja potrzebuję pomocy. Że moje obawy, strach i smutek to jedno, ale postępowanie innego człowieka, to drugie i nie mogę za wszystko winić siebie. Jedyne, o co mogę mieć do siebie pretensje, to fakt, że swoim zachowaniem połączonym z bezradnością, mogłam potwierdzić tylko słuszność czyjegokolwiek stwierdzenia, że jestem zdrowo kopnięta i zasłużyłam na to, co mnie spotkało. A przecież to brednia, nie zasłużyłam. Nikt nie zasługuje na ciosy od ludzi, których kocha i którym ufa. Tym bardziej, że zdarzało mi się postępować nieracjonalnie dopiero po tym, co się stało. Chociaż, czy zablokowanie kogoś (czyt. wyrzucenie z grona obserwowanych osób), by nie widzieć serduszek i podobnych komentarzy pod zdjęciami, które to ja kiedyś zostawiałam, jest czymś niedorzecznym? Czy zerwanie z kimś kontaktu, by nie zostać jeszcze większym wrakiem człowieka, jest działaniem nieracjonalnym? Nasuwa się tylko jedna odpowiedź.
Może i ja powinnam zaakceptować, że nie wszyscy potrafią się z tym pogodzić i nie próbują mnie zrozumieć.
W
momencie, gdy nie chcemy i nie próbujemy zrozumieć, co motywowało człowieka do
podjęcia takich, a nie innych kroków, tylko z góry osądzamy lub
wierzymy w to, co mówi o nim ktoś inny, pokazujemy, że jesteśmy
niedojrzałymi ludźmi z ograniczonymi horyzontami myślowymi.
Zawsze,
ale to zawsze należy, jeśli nie zrozumieć, to chociaż spróbować
zrozumieć obie strony.
Jesteśmy
pokoleniem, które nie potrafi ze sobą rozmawiać, nie próbujemy
wzajemnie się zrozumieć, a przede wszystkim słuchać. Wolimy
oceniać, bo tak łatwiej, szybciej, wygodniej.
Mówienie
fałszywego słowa przeciwko drugiemu człowiekowi jest największym
świństwem. Nigdy w życiu nie powiedziałam o kimś nieprawdy.
Dlatego nie rozumiem i nie zgadzam się, by takie postępowanie u innych nie
było weryfikowane i pozostawało bez żadnych konsekwencji.
I
dlatego też, cieszę się, że osoby, które uwierzyły w plotki i
różne rzeczy mówione na mój temat, odwróciły się ode mnie.
Cieszę się, że przestały się do mnie odzywać, uśmiechać się,
czy z tych bardziej prozaicznych rzeczy.. no nie wiem, wyrzuciły mnie ze znajomych, przestały lajkować mi
zdjęcia czy zauważać mnie na ulicy, bo nagle coś ciekawego
pojawiło się w telefonie. Cieszę się, bo skoro do tego doszło,
nie są warci, by znać prawdziwą mnie, bo chwile słabości ma
każdy. A czasami taka "słabość" to jedyne wyjście,
jakie się ma.
I
mimo, że miewam dni, kiedy o tym myślę, kiedy próbuję zrozumieć
motywy postępowania tych osób, kiedy bywa mi przykro, że tak
niesprawiedliwie mnie potraktowały i kiedy chcę całemu światu
wykrzyczeć: "hej, to wszystko nieprawda, jestem super, nie
oceniaj mnie przez pryzmat cudzych słów". Mimo, że miewam
gorsze dni, wiem, że przejmowanie się tym nie ma sensu. Pamiętam,
jak przy ostatnim poście mówiłam, że to idealny czas, by usunąć
się z social mediowego życia, ale nie zrobiłam tego i nie zrobię,
bo to nie mój problem, że ludziom nie podobam się ja i to, co
robię, że mimo wszystko mam się dobrze, bez ich udziału. Że
jestem szczera, że mam swoje zdanie. Choć bywam beznadziejna, to
wiem, że każdy znajdzie powód, by mnie, jeśli nie kochać (hihi),
to przynajmniej lubić i nie głosić niestworzonych rzeczy na mój
temat.
Mając
teraz okazję, mogłabym rzucić w stronę wyżej wspomnianych (łgarzy, plotkarzy i złośliwców) wieloma obraźliwymi epitetami, ale nie czuję takiej potrzeby i zamiast tego chcę, żeby
wiedzieli, że mimo -zazwyczaj- obustronnego braku sympatii, ja w przeciwieństwie
do nich, życzę im wszystkiego dobrego oraz tego, by skupili się
trochę bardziej na swoim, a nie cudzym życiu.
I
tutaj jest dobry moment, by wspomnieć kilka słów o moich dobrych
radach. Jeśli tylko potrafię, mam jakiekolwiek pojęcie, zawsze
staram się doradzić. Bo patrzę na sprawę jako osoba stojąca z
boku, podchodząca bez emocji, które towarzyszą mojemu rozmówcy.
Ale każda moja rada jest tylko wskazówką, którą ktoś może
uznać za cenną i z niej skorzystać, albo uznać za totalnie
bezsensowną i nawet nie brać jej pod uwagę. Ostateczna decyzja
należy do osoby, która stoi przed danym dylematem. Dlatego uważam,
że krzywdzące jest oskarżanie mnie o wpływanie na czyjekolwiek
postępowanie. Każdy jest kowalem swojego losu i jeśli coś
kowalowi nie służy, to jako człowiek znający swoją wartość, po
prostu przestaje to robić czy się przejmować. Tyle w tym temacie i
wielka szkoda, że muszę o tym mówić, jednak dobrze, że mi się
przypomniało, bo od dawna chciałam o tym wspomnieć.
Na boczny tor zeszło to moje małe "katharsis", jednak niech podsumowaniem wpisu będzie fakt, że to, co za mną, zostaje za mną i ja także przestałam przejmować się innymi ludźmi, ich opiniami i postępowaniem. Parę nocy temu, gdy bezsenność dała mi się we znaki, mimo początkowej złości do samej siebie, że znowu niepotrzebnie myślę o niepotrzebnych sprawach, przypomniały mi się słowa mojego młodszego brata, u którego około dwóch czy trzech miesięcy temu szukałam jakichkolwiek wskazówek, bo wiadomo, że jako chłopak, lepiej potrafiłby odczytać niezrozumiałe dla mnie postępowanie innego faceta. Gdy w końcu ze ściśniętym gardłem powiedziałam mu, co i jak, nie mówiąc przy tym, o kogo mi chodzi, on tylko łypnął na mnie, później na podłogę, pokręcił głową i powiedział: "Nie wiem, o co mu chodzi, ale chciałbym, żeby jakakolwiek dziewczyna, kiedykolwiek była za mną tak bardzo, jak Ty byłaś i jesteś za nim". Nie odpowiedziałam mu nic, odwróciłam się, żeby nie widział i popłakałam się jak bóbr.
I
tak nie mogąc zasnąć, pomyślałam, kurcze, przecież on mojemu
bratu do pięt nie dorasta. Jak większość starszych od niego
chłopaków. I z jakiej racji mój brat nie ma przy sobie takiej
osoby, a inni bezkarnie po takich depczą? I obiecałam sobie, że
mocno postaram się, by to był ostatni przejaw moich
niewytłumaczalnych nadziei na zmianę. Na powrót człowieka,
którego do granic możliwości i wytrzymałości kochałam, a
którego zmie...zniszczył czas, wpływ nieodpowiednich ludzi i przekonanie,
że na wszystko w życiu wystarczy mu czasu.
Uważajcie,
byście nigdy nie stali się ludźmi, przed którymi przestrzegali
Was kiedyś rodzice. Doceniajcie tych, którzy się o Was troszczą,
bo być może przyjdzie dzień, w którym ich cierpliwość się
skończy, albo najzwyczajniej w świecie ich zabraknie. Nikt nie jest
wieczny. Jest za późno, na wszystko jest coraz bardziej za późno.
Na dostrzeżenie swoich słabości i wad też może nie starczyć
czasu, dlatego życzę Wam, byście w porę zrozumieli i ruszyli do
działania. Narzekamy, że ludzie są źli, że świat schodzi na
psy, ale zamiast narzekać, powinniśmy coś robić, coś
zmienić. A zacząć musimy od siebie. Spróbujcie, a zobaczycie, o
ile szczęśliwsi będziecie.
Ludzi,
którzy nie wnoszą nic dobrego do Waszego życia, albo oceniają na
podstawie stwierdzeń innych ludzi, miejcie w nosie i nie zmieniajcie
swojego postępowania pod ich wpływem. Choć przede wszystkim
powinnam powiedzieć, żebyście nie próbowali zniżać się do ich
poziomu. Naprawdę nie warto! ;)
Serdeczności,
uśmiechu i pociechy z pierdół. Aż nie rozumiem, że mogłam
zapomnieć, że to sprawia taką frajdę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz