niedziela, 7 stycznia 2018

kiedyś

Poniższy post napisany został 10 października ubiegłego roku. Nie pamiętam, dlaczego nie zdecydowałam się zamieścić go od razu. Dzisiaj trafiłam na niego przypadkiem, usuwając wersje robocze. Nie zmienię jego treści, zostanie opublikowany w całości.

*
Bezsenność bywa dobra, zwłaszcza wtedy, gdy motywuje do włączenia laptopa i spisania lawiny myśli, dla których od dobrych kilku miesięcy nie miałam czasu, nie chciałam go mieć lub wolałam uniknąć.
Pytaliście, czy u mnie wszystko w porządku. Dziękuję, jest w miarę dobrze, pomijając doskwierający ostatnio brak czasu i chwili wytchnienia.
Choć to nie tak, że nic się nie działo. Ostatnie miesiące wystawiły na próbę propagowane przeze mnie nastawienie do świata i ludzi. Próby te niejednokrotnie czy nawet każdorazowo przegrywałam, fundując sobie niepotrzebne nerwy, coraz większą niechęć do ludzi, budując jednocześnie w sobie lekkość, z jaką pozbywałam się ich sprzed oczu, do czego zaraz wrócę. Mając do czynienia z mnóstwem różnych osób każdego dnia, utwierdzałam się w przekonaniu, że ludzie ogólnie to są beznadziejni, złośliwi, samolubni lub po prostu -no przepraszam- głupi. I choć zawsze staram się, żeby przed nikim się nie wywyższać, czasami po prostu nie mogę się powstrzymać, by nimi nie gardzić. Jestem zmęczona tym, w jaki sposób ludzie postępują z drugim człowiekiem. Za każdym razem zastanawiam się, dlaczego doszło to tego, że ludzie tak okropnie zezwierzęcieli. Generalizuję i nie powiem, przez te ostatnie trzy miesiące spotkałam kilkunastu autentycznie dobrych i bezinteresownie miłych ludzi, jednak za każdym razem miałam do nich początkowo dystans, nie wydawali się szczerzy. Po chwili rozmowy wiedziałam, że byli po prostu mili, choć nie musieli. Rzadkość. 

I tak sobie pomyślałam... Podczas dyskusji z kimś starszym na temat jakiejś sytuacji czy bieżących wydarzeń, gdzie nigdy nie obywa się bez zdania "za moich czasów...", kiedyś, nie tak dawno temu, wywracałam oczami i czekałam, aż ten ktoś skończy się mądrzyć, nie rozumiejąc sensu jego słów. Dzisiaj widzę i rozumiem to troszkę inaczej. Słucham uważnie i próbuję sobie wyobrazić, jak to było kiedyś, "za starych dobrych czasów" i jak abstrakcyjne wydawałoby się to teraz. 

Przytoczę przykład, który dotyczy też mnie.
Kiedyś, gdyby ktoś zrobił coś inaczej, jakbyśmy sobie tego chcieli, skończyłoby się pewnie ostrą wymianą zdań, w gorszym przypadku ciosów (to u panów), obrazą na kilka lub kilkanaście dni czy być może wymianą wylewnych smsów. Doszłoby do zgrzytu, o którym dowiedzieliby się co najwyżej najbliżsi, ale który po upływie czasu i ostygnięciu emocji, zakończyłby się spotkaniem, wyjaśnieniem swoich racji i zapomnieniem krzywd. Życie toczyłoby się dalej. 
A jak wygląda to dzisiaj? 
Wystarczy błahy powód, kilka nieprzemyślanych, przesyconych emocjami wiadomości, zdań czy pozbawionych większego sensu słów, by w ciągu kilku sekund pozbyć się ze swojego życia, oczywiście tylko tego wirtualnego, kogoś, z kim budowało się relację latami, z kim przegadało się wiele godzin, kogo uważało się za przyjaciela, powiernika największych sekretów. Tak samo postępujemy z byłymi partnerami czy obecną sympatią, która nagle przestała się nami interesować, czy też znajomymi ze szkoły/studiów, bo są irytujący, dodają za dużo zdjęć, bo coś tam. Ba, postępujemy tak z każdym, kto wyrazi się negatywnie na temat naszego ubioru, wyglądu czy wyznawanych poglądów. Jedno klikniecie i człowieka nie ma. Zamknęliśmy się w wirtualnym światku i myślimy, że ot tak pozbędziemy się każdego problemu. Klik i niechciany ryj znika. Rzeczywistość jest inna. Ludzie nie przestaną istnieć tylko dlatego, że usunęliśmy ich ze wszystkich możliwych portali społecznościowych i dla pewności jeszcze zablokowaliśmy, gdzie się tylko dało. Usuwamy wspólne zdjęcia, co zaraz zauważa co najmniej połowa wirtualnych "znajomych" - oho, kryzys w przyjaźni, koniec związku. A na wypadek, gdyby ktoś jeszcze nie zauważył, dodajemy posty, które wyrażają nasze frustracje i "definitywnie" kończą relacje. Jeśli nagle nam przejdzie i zmienimy zdanie, to usuwamy wpisy, a w razie konieczności powtarzamy powyższe czynności od nowa. Absurd, ale tak się niestety dzieje.
Piszę o tym, nie dlatego, że to mnie ktoś tak potraktował, to nieistotne, nie każdemu dogodzę. Bardziej smuci mnie fakt, że sama niejednokrotnie postąpiłam tak, jak wyżej opisałam. Wiem, palenie mostów to moja specjalność, urywanie kontaktu z ludźmi przychodzi mi ze zbyt dużą łatwością.
Brzmi znajomo, prawda?
I choć za każdym razem staram się tłumaczyć przed samą sobą, że tak będzie lepiej, bo przecież ci ludzie mnie zawiedli, w mniejszym czy większym stopniu skrzywdzili, a swoją aktywnością by mi tylko o tym przypominali, to i tak nie zmienia faktu, że postępuję tak samo żałośnie i niedorzecznie, jak osoby, które nie żyją naprawdę, tylko w swoim telefonie.
Pomyślisz sobie: no i w czym widzisz problem?
W moim przypadku problem leży w tym, że przyzwyczaiłam się do nieobecności tych ludzi i nie robię nic, by to zmienić. Nie widzę sensu.
Być może robimy to dla własnego komfortu psychicznego. Być może chcemy w ten sposób się na kimś odegrać i pokazać, że w miejscu, gdzie wszyscy dzielą się swoim życiem z innymi, gdzie wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, podkreślamy, że nas nie interesuje akurat jego/jej zasrany żywot.
Jesteśmy ofiarami naszych czasów... globalizacji, cyfryzacji, postępu i tak dalej, ale najgorsze jest to, że zatraciliśmy się w tym tak bardzo, że nie orientujemy się, kiedy przekroczyliśmy granicę rozsądku. Zatraciliśmy się w wykreowanym, idealnym i obłudnym świecie zamkniętym w kilku aplikacjach. Z obcymi ludźmi dzielimy się wszystkim, co robimy, a realnych znajomych spychamy na drugi plan, mimo, że przed jednymi i drugimi chcemy pokazać, jak bardzo mamy lepiej od nich, jak bardzo się rozwinęliśmy i jak bardzo tak naprawdę mamy ich w poważaniu.


Jestem przytłoczona tym, co codziennie obserwuję. Straciłam wiarę w to, że kiedyś będzie inaczej, lepiej. Nie przestaniemy udawać przed innymi kogoś, kim nie jesteśmy i nie przestaniemy dowartościowywać się kosztem innych.
Mówcie, co chcecie, ale kiedyś naprawdę były inne (lepsze) czasy. Nie było facebooków i instagramów, ale ludzie byli bardziej ludzcy i życzliwi dla siebie.
*

Czytając dzisiaj ten wpis, zaczęłam się zastanawiać, czy gdyby podjąć próbę naprawienia tych wszystkich relacji - jak postąpilibyśmy w przypadku kolejnej zbyt ostrej wymiany zdań?
Coś mi się wydaje, że dokładnie tak samo. 

9 komentarzy:

  1. Fascynujące... kolekcjonerka lajków na portalach wszelakich, pisze o degeneralizacji młodych pokoleń! Żeby tej przewrotności było mało, to jeszcze dodatkowo przenosi swoje prywatne myśli w dyskurs publiczny! Ba! Dla podkreślenia swojej odmienności - dodaje w połowie swoje zdjęcie! Oto faktyczny obraz uzależnionych od social media :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krytyka, nawet ta niekonstruktywna jest do przyjęcia, gdy potrafisz mówić wprost i otwarcie. Niestety nie odniosę się merytorycznie do powyższej wypowiedzi, bo anonimowe wypisywanie uszczypliwych i bezwartościowych komentarzy, oznacza tchórzostwo i dziecinną farsę. Aha, polecam przestudiowanie słownika (;

      Usuń
  2. W sumie nie czytałem ,ale śliczne profilowe . Wierzę ,że nasze drogi się kiedyś zejdą :) Cichy wielbiciel <3 ps. walentynki juz niedlugo <3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest taki chłopak, chłopak ma imię. Imię tego chłopaka pozostanie tajemnicą.
    Jednakże ten chłopak chciałby dać Ci kiedyś coś wielkiego. Coś co tylko on posiada. Swoje serce. I swoje nazwisko.

    Ten chłopak napisał ten komentarz o 12:37. Czy to przypadek?

    Jeżeli też chcesz wiedzieć coś o nim odpowiedz mu w komentarzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, takiego wpisu się nie spodziewałam. Mam nadzieję, że Ten Chłopak nie będzie już pisał tutaj komentarzy niezwiązanych z tematyką postów! Pamiętaj, że nie tylko ja to czytam (; jest wiele, mniej publicznych dróg, by napisać, pozdrawiam Cię, Chłopaku! :)

      Usuń
    2. Długo czekałem na tą odpowiedź , własciwie byłem pewny ,że mnie zignorujesz , podpowiedz mi jak się mam z Tobą skontaktować ? Jest też problem iż w najbliższym czasie ciężko może być mi się spotkać z Tobą w ciągu najbliższych dni . Pozdrawiam Twój cichy wielbiciel

      Usuń
    3. aaa spaliłem się u Ciebie jako humanistki uzywając dwa razy tego samego zwrotu ... wstyd :(:(:(:(

      Usuń
  4. Tak mnie ucieszyła Twoja odpowiedź że aż nie zauważyłem że dwa razy napisałem to samo ;) wybacz normalnie mi się takie błędy nie zdarzają.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam to ciągnąć, ale nie mam ochoty. Bardzo marne prowo, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń