Nagłe zniknięcie, przepraszam. Nie miałam do zaoferowania nic poza zamętem w mojej głowie.
Tłumaczę swoje impulsywne zachowanie poprzez wykorzystanie cytatu i informuję, że mam się już dobrze.

Intuicja jest najlepszą przyjaciółką kobiety, a skoro ta przestaje jej słuchać, a postępowanie ludzi względem siebie próbuje tłumaczyć na wiele sposobów, to później nie ma wyjścia, jak tylko zapłacić za swoją głupotę i po prostu się do niej przyznać.
Jeszcze nie tak dawno obiecałaś sobie, że już nigdy nie pozwolisz, by ktokolwiek wpłynął na stabilność gruntu pod Twoimi stopami. Wystarczyło przypadkiem poznać kogoś, by w tak krótkim czasie pozwolić namieszać temu ktosiowi w swoim życiu. Z jednej strony, to świetna wiadomość, bo świadczy o tym, że już nie stoisz w miejscu. Z drugiej jednak strony, ten ktoś udowadnia Ci, że dalej nie potrafisz uczyć się na błędach. Nadal jesteś naiwna, głupio i ślepo ufasz ludziom, pozwalasz wmówić sobie każdą bajkę, a najgorsze, co sobie robisz, to przestanie bycia obojętną na ich czyny i słowa.
Zupełnie przegrana jesteś w momencie, gdy zaczynasz wierzyć, że wasze spotkanie nie było przypadkowe, że los się do Ciebie nareszcie uśmiecha. Myślisz sobie - jest nieźle, on Tobą zainteresowany, przystojny, ogarnięty, ma poczucie humoru, nawet zbliżone do Twojego, a wiesz, że to rzadko się zdarza. Jest nieźle, do czasu, aż Twoja obojętność gdzieś znika, przy jednocześnie ignorowanym przez Ciebie krzyku intuicji.
Na początku, okej, jesteś zdystansowana, bacznie obserwujesz jego zachowanie. Coś Ci ciągle nie pasuje, masz myśli, żeby zakończyć tę znajomość, ale w głębi duszy nie chcesz tego zrobić. Czas płynie, a Ty myślisz sobie: Elu, przecież jest zapracowany, może jesteś zbyt wymagająca, nieufna, nie możesz każdego faceta podejrzewać o kłamstwo. W momencie, gdy w ten sposób sobie to tłumaczysz, jesteś już zgubiona. Zagłuszasz to, co mówi intuicja i dajesz wmówić sobie każde -tu z góry przepraszam- gówno.
Czas płynie dalej, on kręci, że nie ma teraz czasu, tłumaczy się natłokiem pracy, Ty się irytujesz tym, że irytujesz się na niego, aż nie wytrzymujesz i wymuszasz, by powiedział prawdę. W końcu pamiętasz, jak Ci kiedyś wtórował, że lepsza najgorsza prawda od najpiękniejszego kłamstwa, yhym.
Po niewykorzystaniu wielu okazji, by powiedzieć Ci, jak jest, w końcu dowiadujesz się, że od półtora roku luźno spotyka się z dziewczyną i niefortunnie (dla Ciebie?) dopiero niedawno pojawiło się zaangażowanie. Mimo, że siedzisz spokojnie, masz mindfuck życia, wulgaryzmy zalewają Ci umysł i jesteś w lekkim szoku. Spodziewałaś się, że powie, że jest jeszcze jedna dziewczyna, ale nie pomyślałaś nawet przez moment, że poznał ją jeszcze przed Tobą, bo jaki sens miałoby wasze umawianie się.
W największym skrócie streściłam kilka ostatnich miesięcy. Piszę to i mam mieszane uczucia - wzdycham, kręcę z niedowierzaniem głową, śmieję się ze swojego umysłowego zamroczenia i jakiegoś niewyjaśnionego pecha, ale jednocześnie czuję dziwną pustkę. Mam ochotę strzelić sobie w twarz i napisać, że jestem największą kretynką, a on największym draniem, jakiego poznałam i dorzucić jeszcze kilka podobnych epitetów, ale to nie ma najmniejszego sensu, nic już nie zmieni. Fakt, byłoby mi łatwiej, gdybym potrafiła go znienawidzić, ale nie potrafię. To jest chyba mój największy, odwieczny problem.
Tak już podsumowując, trochę przeraża mnie fakt, że przyjęłam tę beznadziejną wiadomość ze spokojem. Może to kwestia tego, że już wiedziałam, co mnie czeka. Ale to tak, jakbym była przyzwyczajona, a wręcz stworzona do tego, by ludzie, którym zaufam, mieli przyzwolenie na ten cały chaos, który robią w moim życiu.
Wiem, że to czytasz. Wiedz, że liczyłam na Ciebie i smutno mi, bejbe, że powiększyłeś grono tych znajomości, o których staram się nie myśleć, a których zakończenia (niestety...) żałuję. Nie zgodzę się z Tobą, że poznaliśmy się w złym czasie. Czas nigdy nie będzie odpowiedni, to od ludzi zależy, co zrobią z tym, co mają tu i teraz.
Mam nadzieję, że trafiłam na listę Twoich najlepszych błędów, których jednak nie będziesz w przyszłości już powielał. Chociaż Ty się ucz na swoich błędach! (; Mimo, że powiedziałam Ci, że żałuję dnia, w którym się poznaliśmy, nie żałuję. Jesteś dupkiem, ale dobry z Ciebie człowiek.
Nigdy jednak nie zrozumiem, dlaczego ktoś najpierw zabiega o mnie, by później wbić mi kosę pod żebra (już nawet nie nóż w serce, dawno zostało poszarpane) i sprawić, bym czuła się największą idiotką w tym mieście. Nie wybaczę Ci tego, że wiedząc, co mnie wcześniej spotkało, świadomie budowałeś tę relację na kłamstwie.
Pomimo, że chodzę po tym świecie kilka lat krócej i mniej doświadczyłam, mogę Cię zapewnić, że jestem prawie pewna, że wiem, jak to się potoczy i gdybyś naprawdę poważnie podchodził do swojej dziewczyny, nasza krótka historia nigdy nie miałaby miejsca, albo skończyłaby się szybciej, niż się zaczęła. Wiedz jednak, że życzę Ci jak najlepiej.
Będąc już w sytuacji i dziewczyny A, i dziewczyny B, w obydwu przypadkach nie dla mnie kończyło się to szczęśliwie. Było rozgoryczenie, smutek i tak dalej, choć tym razem trwało to o parę miesięcy krócej, bo dosłownie kilka dni. Szybciej niż w pierwszym przypadku przypomniałam sobie, że to ja finalnie wyszłam na tym lepiej. Zostałam sama, ale to ja się wysypiam, ja się nie martwię o to, czy ktoś nie przynosi mi wstydu na boku. Wiem, na czym stoję, nie obwiniam się i nie męczę myślami, co takiego robię źle. Bycie dla kogoś opcją jest milion razy gorsze, niż bycie porzuconym, samotnym etc, dlatego choćby nie wiem, jak bardzo miałoby boleć, zawsze należy wybrać bycie samemu.
Kończąc humorystycznie, drogie Panie, jeżeli poznacie jakiegoś Pana i nie będziecie do końca wiedziały, czy jest w porządku, przedstawcie go mnie. Jeżeli uznam, że jest super facetem, uciekajcie od takiego jak najszybciej, tylko nie zapomnijcie zabrać mnie ze sobą. ;)
Kwitując, już na poważnie - intuicja... zawsze, ale to zawsze jej słuchajcie, a unikniecie wielu niepotrzebnych rozczarowań.